czwartek, 14 lipca 2016

Adopcinki - rok razem ♥

22 VII 2015r.


[***] dziś miałam ogromny dylemat dotyczący trasy spacerowej, acz wybrałam tą obficiej zacienioną. Spacer jak każdy chociaż chwilę później zmienił moje życie... [***] wychodząc za róg bloku moim oczom ukazało się małe  dziarsko kroczące i przy tym z uniesionym dumnie ogonem COŚ. Przez chwilę nawet chciałam TO złapać jednak Pani z parteru bacznie obserwująca kocinę szybko od owego planu mnie odwiodła "Toż to na pewno jej kocie - pomyślałam". Idąc dalej z pełnym kocich tematów już umysłem zaczęłam opowiadać osobie x o tym co kupiłabym mojemu kotkowi gdybym takowego planowała jako wyprawkę itp. [ tu należałoby wspomnieć,że nigdy nie marzył mi się kot, mogę nawet powiedzieć,że kota nigdy nie chciałam "ot co zbyt chodzący własnymi ścieżkami". 
Kocina pomaszerowała w swoją stronę a ja wraz z terrorami wróciłam do domu po czym zjadłam śniadanie, zasiadłam do komputera i ... przypomniałam sobie o dzisiejszym "znalezisku".

Los chciał,że szybko wróciłam w owe miejsce w poszukiwaniu widzianej rano kociny.
Pierwszy obchód zakończył się brakiem śladów;

"Może ktoś ją znalazł i zabrał do domu" " - A co jeśli gdzieś się schowała i nie ma co pić [upał 38 stopni] "

Wróciłam do domu i raz jeszcze w miejsce gdzie rano widziałam TO COŚ.

Jest :D ! Leży pod trzecią klatką 



Kocie z błonkami uniemożliwiającymi otwarcie paczałek, pomalowanym ogonkiem, świerzbem (jak się później również okazało) pasożytami wewnętrznymi, zaawansowanym kocim katarem i długo by tak wymieniać.


Kotka na początku trochę mnie zmartwiła lecz gdy już dostatecznie się najadła i napiła zapadła decyzja iż zostanie ona odwieziona do kliniki weterynaryjnej. Zanim jednak dotarłyśmy do docelowego miejsca odwiedziłyśmy wspólnie skład budowlany w celu złożenia zamówienia oraz miejsce budowy naszego domu, a dopiero później zahaczyłyśmy o weterynarza... Pani wbrew naszym oczekiwaniom nie była w stanie zaopiekować się kociakiem więc zastosowałyśmy leczenie i słowami "Gdy wyzdrowieje wystawi Pani ogłoszenie i znajdzie nowy dom" zostałyśmy pożegnane.
[było mi to jakby nie patrzył na rękę albowiem małe, słodziutkie Ktośko w domu to niesamowite doświadczenie].

...

Tak zaczęła się nasza historia, codzienne wizyty u weterynarza, kocia miłość, którą jeszcze WTEDY emanowała, przyjaźń pomiędzy terrorkami a właśnie "śmietnikowcem", potem już szukanie kuwety, która to kwestia okazała się chyba najtrudniejszą, nasz wyjazd na wakacje i co za tym idzie zostawienie Bonnieaczki pod opieką kochanej babci [ wówczas klamka zapadła bezpowrotnie w końcu Tęsknota = Miłość ] .



22 VII 2016r


Mija rok jak Bonnie dołączyła do naszego stadka.
♥ ♥ 
Sto Lat
!!!



1 komentarz: