Ostatni weekend wakacji spędziliśmy na malowniczej wsi pod Warszawą.
Był to nasz pierwszy i zarazem ostatni tegoroczny wyjazd wakacyjny przez co miał dla mnie spore znaczenie.
Przed wyjazdem nurtowało mnie sporo obaw albowiem była to nasza pierwsza trasa z Bonnie, która jest kotem niewychodzącym, a od miejsca docelowego dzieliło nas ok. półtorej godziny drogi.
Bonnie podróż spędziła w transporterze na tylnym siedzeniu od strony kierowcy, yorasy natomiast standardowo zostały zapięte w pasy tuż obok.
Kota wbrew moim obawą drogę zniosła wzorcowo i bez większych protestów nie licząc kilku epizodów gdzie wystawiając łapkę biła po głowie siedzącą obok Maxi [typowa zabawa "damskiej" części korporacji].
Po dotarciu na miejsce, rozpakowaniu bagaży i szybkiej eksploatacji podwórka terriersy odbył trening [ Niko ~ frisbee, Maxi ~ rally - O] i beztrosko biegały już do samego wieczoru.
Bonnie natomiast wydawała się być troszkę przytłoczona nową sytuacją jednak z ciekawością poznawała otaczające ją "nowości".
Następnego dnia tj. w niedzielę zaraz po śniadaniu zdecydowaliśmy się wybrać na spacer w pola gdzie oprócz Niko i Maxi towarzyszyła nam Bonnie.
Cudowne foty! :D
OdpowiedzUsuńSuper post. Pozdrawiamy!
Turboszczurowa Ekipa
Niesamowicie czyta się o kocie na wakacjach i w dodatku to ostatnie zdjęcie! <3
OdpowiedzUsuńJa zawsze zabieram kota na wieś, jechaliśmy nawet w trójkę pociągiem i też dało radę :).
Chcieć to móc jak to mówią, a kotełowi też należy się od czasu do czasu jakiś ciekawy wyjazd :D .
Usuń